Zmiana strefy czasowej by nie spóźniać się? Czemu nie!
Kiedy nie miałam jeszcze dzieci byłam mistrzem punktualności. Może nie planowałam wszystkiego z nie wiadomo jak wielkim wyprzedzeniem, miałam tendencję zapominania ważnych dat, ale zdążałam na autobusy, pociągi i spotkania. Życie z dzieckiem, a zwłaszcza trójką, nie jest już takie łatwe. Chociaż nadal potrafię spektakularnie spóźnić się godzinę, to coraz lepiej idzie mi ogarnianie czasoprzestrzeni, by nie być tym wiecznie w niedoczasie. Oto jakie życiowe triki pomagają mi zdążyć na czas.
Skracaj co się da
Wcale nie mam tu na myśli, ze musisz teraz przechodzić w miejscach niedozwolonych albo nosił miniówki. Raczej warto skupić się na krótszej liście rzeczy-do-zrobienia. I rzeczy-przy-okazji-do-zrobienia. Znacie to? Już, już macie wychodzić, ale jeszcze po drodze nasypiecie kotu do miski, włączycie pralkę, sprawdzicie czy czegoś nie brakuje w lodówce, wyrzucicie śmieci itd. A czas leci. Tu kilka sekund, tu kilka i okazuje się, że te przy okazji robione rzeczy zajmują za dużo czasu by zdążyć. Ja nawet wybierając się na porodówkę „musiałam” zrobić obiad, ululać dziecko i powiesić pranie. Lista rzeczy do zrobienia nigdy się nie kończy, dlatego warto zająć się priorytetami. I tylko nimi.
Nie spiesz się
Łatwo powiedzieć, ale naprawdę jak się człowiek spieszy to nic nie wychodzi. A do tego wszystko wkurza, więc jak się skupić na priorytetach (patrz wyżej!), jak się jest złym na wszystko co się rusza albo stoi? Do tego zwykle zapominasz najważniejszych rzeczy jak np. torebki z dokumentami. Mam już trzy takie wypady za sobą, więc wiem jak stresujące są powroty do domu po prawo jazdy. W tym miejscu pozdrawiam straż gminną, która mnie akurat chciała skontrolować, a ja nie miałam żadnego dokumentu ze zdjęciem. „Zwolnij” nie jest więc tylko ciekawym hasłem dla kierowców, ale także dla wiecznie spóźnionych matek.
Daj sobie większe widełki czasowe
Sytuacja z życia, dokładniej z tydzień temu. Mam pociąg o 6:16. Dojazd na peron zajmuje mi zwykle 15 minut, parkowanie 5, dojście z parkingu na stację 5. Dodaję jeszcze 5 minut na skrobanie szyb. Planuję, że maksymalnie 5:45 trzeba wyjechać. I na miejscu macham do odjeżdżającego składu. „Nie płacz kiedy odjadę?”. No niestety raczej płacz. A wszystko przez opady śniegu. Ale to mogłoby być także siku przed wyjazdem, kot w bagażniku czy cokolwiek innego, co by ukradło skrupulatnie wyliczony czas. Lepiej dodać jakieś 10 minut. Następnym razem zdążę. Muszę!
Zmień strefę czasową
Jeśli jesteśmy już przy planowaniu dead line’a, to ciekawym rozwiązaniem jest ustalenie sobie terminu spotkania jako nieprzekraczalnego na 10-15 minut przed umówionym spotkaniem. Więc jakbym sobie powiedziała, ze pociąg odjeżdża o 6:00 to pewnie bym zdążyła. Fakt, zdążyłabym.
Przestaw zegarek
Nadal nic się nie udaje na czas? To podejmij ostateczne kroki: przestaw zegarki. Najlepiej o czas, który zawsze się spóźniasz. Trzeci raz, jak ja, gonisz szkolny autobus? Przestaw zegarek o 5 minut w tył. Załatwione. Nie dziękuj.
Nagradzaj za bycie punktualnym
Tak, tak! Najlepiej siebie i dzieci. Wprawdzie pewnie często powtarzasz, że to ich wina, bo kiedyś byłaś, jak ja, taka punktualna. Doceń więc te dni, kiedy dajesz radę być zawsze na czas. Choćby przytul, powiedz to na głos, że się cieszysz, pochwal nawet sama siebie. Zaproś siebie na lody czy kawę. Zasługujesz na to,
Zainstaluj przypominacze
Dużo z mam, ja też tak mam, spóźnia się nie dlatego, że nie wyrabia na zakrętach, ale dlatego, ze zwyczajnie zapomina. Dlatego mam kilka sposobów na przypomnienie: przypomnienie w telefonie, kartka na lodówce, zapis w kalendarzu, informacja na pulpicie komputera. Może tez to być wybieranie takiej usługi, którą ktoś Ci będzie przypominać. Ja np. otrzymuję dzień przed wizytą u stomatologa wiadomość, że jutro borowanko.
Fot. Elena Fidanovska, CC BY-ND 2.0
A jakie Wy macie sposoby na bycie na czas?