Czy dziecko powinno bawić się samo?
Nigdy nie zapomnę, jak mój syn pierwszy raz zatrzasnął mi z impetem drzwi przed nosem. Nie był wtedy zbuntowanym nastolatkiem, a raczej 2-3 latkiem, i to jeszcze nie do końca zbuntowanym. Dlaczego to zrobił i dlaczego mnie to nie martwi? Chciał pobawić się sam, beze mnie. A ja byłam i jestem jak najbardziej za tym, by robił to po swojemu, bez nadzoru dorosłych (o ile w bezpiecznym miejscu oczywiście!).
Czy dziecko powinno bawić się samo?
Umiar jest sednem każdego zachowania. Ani nadmiernie lgnące do rodzica dziecko, ani nadmiernie uciekające od kontaktu z nim nie jest zachowaniem, które jest uznawane za normę. Ale mały człowiek tak samo jak duży potrzebuje czasem chwili tylko dla siebie. Może to być 10 minut, może to być dłużej. Przedszkolaki dopiero uczą się interakcji i wspólnej zabawy. Początkowo bawią się nijako obok siebie, choć niby w tę samą tematycznie zabawę. Dopiero 3-4 latki zaczynają brać równo udział w zabawie, dzielić się rolami. Maluchy raczej przejawiają chęć naśladownictwa, niż brania udziału we wspólnej zabawie. To właśnie dlatego zabawą mogą być zwyczajne czynności wykonywane wspólnie z rodzicami, np. rozwieszanie prania, podlewanie kwiatów, dodawanie przypraw do zupy. Dopiero w wieku 5, 6, 7 lat włącza się pragnienie gry i rywalizacji, a 8-9-latki uznają przegraną za coś motywującego i przestają płakać przy każdej nieudanej próbie. Dlatego czasem wystarczy tylko nadzorować zabawę. Nie trzeba się w nią włączać.
Co daje samotna zabawa?
Przede wszystkim niekończącą się kreatywność. Dziecka właściwie nic nie ogranicza. Może rysować zielone słońce, wychodzić poza ramy, tworzyć szalone spektakle z zabawkami w roli głównej, wozić niczym dziecko resoraka czy udawać, że lalka-bobas jest superbohaterem. Nigdy nie zapomnę, kiedy podsłuchałam raz zabawy Kini, która podkradła samochodziki bratu. Był samochodzik-mama, samochodzik-tata, samochodziki-dzieci. Zgrana rodzinka jeździła najeść się benzyny na stacji paliw, czytały sobie bajki o Złomku, a wieczorem w garażu spali wszyscy nakryci kołderkami. Ja byłam bardziej wypoczęta, bo mogłam odetchnąć, a i ona zadowolona, bo robiła co chciała.
Spójrzmy na zabawę dziecka z innej perspektywy
Zabawa z dzieckiem to liczne zalety: budujemy się bliskość, dziecko lepiej się rozwija, my, rodzice, także mamy z tego niezłą radochę. Wprawdzie to wymysł naszych czasów, bo wcześniej dziecko bawiło się z innymi dziećmi – rodzeństwem, kuzynami, dziećmi sąsiadów, a rodzice nie widzieli nic złego w tym, by nie uczestniczyć w ich zabawie. Czasem wręcz widzę jak moje dzieci nie chcą, by ktoś im przeszkadzał, by ktoś wchodził ze swoimi, choć czasem lepszymi, pomysłami w ich zabawę. Jednak żyjemy w świecie, który dostarcza aż nadmiernie dużo bodźców nie tylko dorosłym, ale i dzieciom. Skoro ja mam dosyć po całym dniu, dziecko też może. W końcu mamy nasze dzieci wychować i opiekować się nimi, a nie zamieniać się w cyrkowca, żonglera, połykacza ognia i edukatora w jednym.
Co na samotną zabawę dziecka mówią amerykańscy uczeni?
Amerykańscy uczeni potrafią zbadać chyba wszystko, zabrali się więc i za niezorganizowaną przez rodzica, nienadzorowaną przez niego zabawę dziecka. I co? Badania psychologiczne dowiodły, że amerykańskie dzieci, których lekko helikopterowi rodzice zawsze organizowali zabawę, częściej borykały się z problemami emocjonalnymi. Lepiej wypadały w testach dzieci pozostawione same sobie z klockami czy kredkami, które uczestniczyły w życiu rodzinnym i np. wspólnie przygotowywały obiad czy sprzątały zamiast układać wieże z klocków i rysować dinozaury z maminą pomocą.
Fot. Vince, CC BY-ND 2.0
Słuchajmy więc amerykańskich naukowców choć raz i zostawmy dzieci w spokoju choć na chwilkę.