Kulturalnie,  Poradniki,  Zakupy

Małe duże prezenty, czyli jak powiedziałam dość

Powiedziałam: dość! Dość niezliczonej ilości pudeł z prezentami. Dość kupowanych często na szybko zestawów upominkowych. Dość kawy i pralinek. Dość! W tym roku chcę się skupić na tym, co jest ważne, na bliskich i, tu mogę zdziwić, na sobie. Tak, bo należy się każdemu odrobina zdrowego egoizmu. Ale jak to połączyć z tradycją obdarowywania innych w wigilijny wieczór? Ano można!

Wspólne plany

Jako że dzieci cieszą się tak samo silnie na mikołajki jak i Boże Narodzenie, je już obdarowałam wyjściem do Fabryki Elfów, w którym pisałam niedawno (tu link do naszej krótkiej relacji z wypadu do Gdańska). Na Boże Narodzenie, choć trochę z odroczonym terminem, mam zamiar przeżyć jeszcze jedno, tym razem przeznaczony także dla Artiego, wydarzenie. Będzie nim niesamowity spektakl Teatru Piasku Tetiany Galitsyny, , zwyciężczyni programu „Mam Talent”. Zimowy repertuar będzie zawierał m.in. usypaną przez nią opowieść o Królowej Śniegu, pełną muzyki, światła, śniegu, lodu i czaru.

Sam spektakl obejrzymy jednak dopiero w marcu. Dlaczego tak późno? Bo najbliższe miasto, w którym będą się odbywały występy, czyli Szczecin, dopiero w tym terminie zapewnia taką rozrywkę. Wcześniejsze spektakle odbywają się od 4-go grudnia kolejno w: Dębicy, Lublinie, Łodzi, Katowicach, Legionowie, Skierniewicach, Rumi, Poznaniu, Piotrkowie Trybunalskim, Zielonej Górze, Świdnicy, Płocku, Warszawie, Karpaczu, Mysłowicach, Wrocławiu, Bytomiu, Grudziądzu, Opolu, Tychach, Chorzowie, Szczecinie, Pile, Kielcach, Rzeszowie, Krośnie i Gorzowie Wielkopolskim. Jeśli jesteście też zainteresowani, to tu taj znajdziecie dokładniejsze informacje o terminach i cenach biletów: https://teatrpiasku.pl.

Wspólna historia

Od lat zbieram gdzie tylko mogę informacje o drzewie mojej rodziny. Ba, nawet kiedyś miałam stronę internetową, na której w HTML-u zbudowałam własne drzewo. Ileż mi to pracy zajęło! Ale bardzo cieszyło mnie to buszowanie w starych dokumentach, jeszcze po prababci, rozczytywanie zamazanych liter aktów urodzenia, chrztu czy śmierci, często pisanych np. po niemiecku. Przeglądałam listy osób, które dostały się na pokładach statków do Ameryki, poszukując znanych mi nazwisk. Potem zarejestrowałam się na portalach genealogicznych, gdzie znalazłam dalsze informacje o rodzinie: wujkach, stryjkach, osobach, których nawet nie wiedziałam, że istnieją!

Niedawno natknęłam się na pięknie wydany album Drzewo rodowe naszej rodziny i wiem, że będzie to skarbnica historii całej rodziny. Nie tylko mogę tu uzupełniać pokręcone (moje dwie prababcie były siostrami, a dwóch pradziadków… braćmi!) dzieje rodu, ale i uzupełnić je np. o takie dane jak miejsce zamieszkania w dzieciństwie, gdzie poszczególne osoby chodziły do szkoły, jaki mieli zawód, wszystkie miejsca zamieszkania (przykładowo babcia mojego męża przeprowadzała się 40 razy!). Wreszcie jest też miejsce na interesujące historie i informacje, a nawet… pozdrowienia, więc żyjący członkowie rodziny sami mogą dopisać coś od siebie. Coś pięknego!

Szczegółowsze informacje można znaleźć pod linkiem moidziadkowie.pl.

Wspólne wspomnienia

Z każdym kolejnym Bożym Narodzeniem zdaję sobie sprawę, że czas płynie nieubłaganie. I, niestety,m dotyczy to także mnie. Nie będę już ta młodą licealistką, która niczym rącza kozica, choć z zadyszką, biegała po tatrzańskich ścieżkach czy spacerowała w 9 miesiącu ciąży po koszalińskich ścieżkach edukacyjnych (dziś uważam to drugie za objaw ciążowej głupoty!). Obecnie łapię zadyszkę już na nizinach, a i tą samą ścieżkę edukacyjną przebywam w dłuższym czasie niż wtedy, z lokatorem pod sercem. To jest już chyba ta starość i nie oszukuję się: ona mnie powoli dopada. Widzę ją w szybszym zmęczeniu, mniejszej elastyczności, większej masie (cóż…) czy wreszcie pierwszych zmarszczkach, na szczęście w kącikach oczu, od śmiechu. Postanowiłam z mężem, że czas być, czas coś zobaczyć, samemu czy z dziećmi, ale nie siedzieć ciągle w domu.

To dlatego zaplanowaliśmy wyjazd na rocznicę naszego spotkania z pomocą Prezentu Marzeń (więcej o tym w tym wpisie) i to dlatego mam zamiar podarować sobie coś jeszcze: piankową mapę Europy, na której będę mogła przywieszać pinezki oznaczające kolejne odwiedzone państwa. Chcę zaszczepić radość zwiedzania w nie do końca podróżniczo nastawionym mężu i rozbudzić ducha ciekawości świata w dzieciach – tak jak robili to moi rodzice, z którymi zwiedziłam pół Polski i sporą część Europy. To właśnie dlatego powiedziałam dość pudłom – wolę kopertę z biletem na podróż, którą później będę rozpamiętywać ile razy spojrzę na pinezki na mapie.

Wpis zawiera link reklamowy.

Fot 1. YJ-Lee, CC BY-ND 2.0