Moje dziecko ma obsesję na punkcie gier komputerowych
Jestem tym rodzajem dinozaura, który pamięta kasety do Comodorka, wie jak działa kalkulator inny niż w komórce czy na komputerze czy też ma na swoim koncie kilka rozwalonych joysticków grając w podróbkę Flappy Birda. Nigdy jednak nie doszłam do takiego momentu, kiedy moje życie skupiało się na myśli o graniu, kiedy każda rozmowa w końcu schodziła na temat gry. Może za stara już byłam, a taka obsesja cechuje tylko dzieci? A może Herosi czy Diablo tak nie wciągało?Jednak Bóg ma poczucie umoru i zesłał mi syna, którego obsesją są gry komputerowe. A potem córkę…
Można łatwo wyobrażać sobie, że w domu nie będzie ani gier komputerowych, ani bajek animowanych. Jednak o czym będzie rozmawiać Twoje dziecko z rówieśnikami w szkole?
Tak miało być…
Teoretycznie moje wychowanie dziecka miało się opierać na książkach i wspólnej zabawie. Jednak Arti niekoniecznie chciał się ze mną bawić, więc skapitulowałam. Po pewnym czasie zaczął oglądać bajki na telewizorze i już wtedy zaczęła się pierwsza obsesja – pociąg Tomek! A potem kolejne: Zygzak McQueen czy Wojownicze Żółwie Ninja. Obecnie jesteśmy na etapie Yugi Oh i Harrego Pottera. W międzyczasie dostał swój pierwszy komputer i się zaczęło na poważnie!
A tak było…
Przez pierwsze dni często potrzebował pomocy, bo jego ręka nie była przyzwyczajona do myszki. Był już na tyle duży, że czytał, ale niekoniecznie rozumiał komunikaty, więc musieliśmy mu tłumaczyć. Jednym z warunków otrzymania komputera było w końcu czytanie ze zrozumieniem! Warunek ten padł jak Kinia otrzymała mój stary laptop…
Kinia, ze względu na to, że nie chodzi jeszcze do szkoły i nie umie czytać, ma inny warunek – musi mówić poprawnie. A że do komputera i swoich zwierzaczków na monitorze sporo rozmawia, uczymy się poprawnej wymowy.
Pojawiły się kłopoty
Ale pojawienie się komputera zaczęło generować kłopoty. Każda rozmowa w końcu schodziła na ulubioną grę. Każda także zaczynała się od wzmianki o tej grze. W sumie całe życie Artiego kręciło się wokół komputera! Bo nawet kiedy kazałam wyłączać, to przebierał się za jakiegoś rycerza albo budował domki z klocków – jak w Minecrafcie! Musieliśmy dojść do porozumienia – komputer dopiero po odrobieniu lekcji, przeczytaniu książki, a raz w tygodniu do oporu, czyli nocka. W razie złego zachowania – ban.
Oczywiście, zdarzają nam się potknięcia. Arti za dużo grał w typowe strzelanki w ciągu tygodnia, przez co nawet w szkole miał zapędy snajperskie ślepakami strzelanymi z ręki. Więc od teraz ma pozwolenie na nie tylko w weekendy. Jego obsesja jest dość mocna i w tym roku będzie żołnierzem na balu karnawałowym. Na to mogę się zgodzić.
Gry także uczą
Jest jednak jedna rzecz, której Arti nauczył się dzięki grom – samokontrola. Mieliśmy problem z przegrywaniem. Czy planszówki czy karciane – każda porażka okupiona była łzami. Ja sama jako dziecko miałam podobnie, ale i tak takie zachowanie irytowało wszystkich graczy. Teraz, kiedy do puli ulubionych gier doszły gry turowe, sytuacja się poprawiła. Kto wie, może jeszcze kiedyś zagramy w Herosów razem całą rodziną?
Szkoda tylko, że nie mogę zakorzenić w nim takiej obsesji do sprzątania swojego pokoju czy sortowania prania. Wtedy dopiero życie (moje!) byłoby ciekawe!
Fot. dalvenjah, CC BY-SA 2.0