Rodzicielstwo na etacie. Jak być obecnym emocjonalnie rodzicem po dniu pełnym wyzwań w pracy
Być może pracujesz z domu. Być może chodzisz do pracy. A może nawet jesteś mamą na cały etat, ale chciałabyś zmniejszyć stres związany z ideałem rodzicielstwa, do którego dążysz. Bo wiesz, że nie wszystko idzie jak z płatka: dzieci się biją o samochodzik, nie chcą odrabiać lekcji, trudno nauczyć je czytania. Czy to oznacza, że poległaś na polu wychowania, jako rodzic? Absolutnie! To znaczy, że przyda Ci się zmiana sposobu myślenia i działania. Podpowiedź znajdziesz m.in. w książce Anita Cleare „Rodzicielstwo na etacie. Jak być obecnym emocjonalnie rodzicem po dniu pełnym wyzwań w pracy”.
Rodzicielstwo na etacie – czym jest ta książka?
Jednym z głównych pomysłów na książkę było uwypuklenie, że rodzicielstwo to nie praca. I wcale nie mam na myśli płacy czy przyszłej emerytury, nie umniejszam też trudu związanego z wychowaniem. Otóż praca zwykle kojarzy się z zadaniem i zarządzaniem projektami. Rodzic nie może zarządzać zachowaniem dzieci. Co najwyżej może zarządzać własnymi myślami, uczuciami i działaniami. Tylko swoimi własnymi.
Po zastanowieniu się pewnie przytakniesz. To dlatego czasem tak denerwuje Cię, ze dziecko nie nauczyło się czytać w miarę bezboleśnie, nadal myli buty podczas ich zakładania czy zapomina kanapek do szkoły. Jak już jesteśmy przy zapominaniu: i o tym wspomina autorka. Dzieci nie mają jeszcze wykształconej kory przedczołowej. One nie mają jak pamiętać o takich drobnostkach jak kanapki. Co innego zapewne jeśli chodzi o imiona bohaterów z bajki czy obiecanej czekolady za dobre zachowanie.
Rodzicielstwo na etacie – czym NIE jest ta książka?
Autorka „Rodzicielstwa na etacie” jak najbardziej jawnie stwierdzenia, że jej książka nie ma na celu wniesienia wkładu w debatę na temat tego, czy lepiej jest pracować, czy zostać rodzicem w domu. Próbuje nawiązać kontakt z pracującymi rodzicami i pokazać, że rozumie, jak się czujemy, ponieważ jestem pewna, że wielu rodziców (pracujących lub nie) czuje się dosłownie jak chomik w kołowrotku, do tego z wyrzutami sumienia, że może biegnie za wolno. Do tego autorka jasno przedstawia sprawę, że choć jest w jej publikacji kilka sposobów na poprawienie relacji rodzic-dziecko, zapanowania nad emocjami, to nie jest to cudowny sposób działający na wszystkich. Jest zaledwie sygnałem w którą stronę iść, a nie przewodnikiem, za którym pójdziesz za rączkę.
Bycie dobrym rodzicem nie oznacza, że wszystko musi być idealnie przez cały czas.
Obraz rodzica zapracowanego
Większość pracujących rodziców czuje, że biegniemy tylko po to, by nie stać w miejscu. Chcemy być dobrymi rodzicami. Chcemy, aby rodzicielstwo było „właściwe”. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby ułatwić naszym dzieciom przyszłość i zapewnić im dobry start w życie. Ale mamy ograniczony czas, ograniczoną energię i zbyt wiele do zrobienia. Coś musi pójść nie tak! Zwykle to jesteśmy my, rodzice. Zapracowani, więc skłonni do niekonsekwencji, zarzucający zabawkami czy zajęciami dodatkowymi, ale zapominający, że warto choćby porozmawiać podczas podwożenia dziecka na zajęcia dodatkowe. Bo dziecko przede wszystkim potrzebuje uwagi, tu i teraz, nie wieczorem. Tu i teraz! A my tu i teraz chcemy przygotować obiad, zrobić pranie, może jeszcze ogarnąć dom, popracować nad czymś, co przynieśliśmy z pracy. Głową jesteśmy nie przy dzieciach, a przy zadaniach do wykonania. Do tego lista „do zrobienia” nigdy się nie kończy!
Tak długo, jak będziesz miał poczucie (choćby odrobinę), że bycie dobrym rodzicem ma coś wspólnego z byciem dobrym człowiekiem, to zawsze niewiele będzie cię dzielić od poglądu, że jesteś złym człowiekiem, skoro nie potrafisz być najlepszym pod słońcem rodzicem.
Zobacz także co mówią pracujący w domu rodzice: Praca w domu – Jak to naprawdę wygląda
…i jak go zmienić
Bardzo podobał mi się rozdział o tworzeniu nowych procedur po powrocie do domu z pracy. Chodzi oo przestawienie się z trybu zadaniowego, trybu „racy”, na tryb „dom i rodzina”. Zwykle wracałam niezadowolona, bo po skończeniu jednego projektu (praca) wdrapałam zaraz w inny (dom). To powodowało stres. Do tego dochodził często tak pierwotny czynnik jak głód, a jak Monia głodna, to zła. Jeśli w tym momencie napatoczyło się jakieś marudzące dziecko, zła Monia gotowa! Książka przedstawia nie tylko co można zmienić po powrocie, ale nawet jak zmienić poranną rutynę, by nie marudzić co pięć sekund, że zaraz się spóźnimy.
W określeniu „bycie rodzicem” najważniejsze jest „bycie” – słowo to wskazuje, że jest to proces, a nie projekt, który należy skończyć. Proces to sekwencja chwil. Nigdy nie wiesz, czy udało ci się zrobić coś dobrze czy źle, ponieważ tu chodzi o samą chwilę, anie o dotarcie do mety, która w tym przypadku zwyczajnie nie istnieje.
Pułapki rodzicielstwa
Rodzice, zwłaszcza ci pracujący, często wpadają w pułapkę idealnego obrazu rodzicielstwa. Wiąże się to z poczuciem winy lub lękiem, że nie spędzają oni ze swoimi pociechami tyle czasu, ile powinni, nie dają dzieciom tego, co powinni dać. Takimi pułapkami są:
- Oczekiwanie, że cały wspólnie spędzony czas będzie jedną wielką sielanką.
- Uleganie dziecku, aby tylko uniknąć sytuacji konfliktowej.
- Brak konsekwencji.
- Koncentracja na tych zachowaniach dziecka, które uważamy za niewłaściwe, zamiast na tym, co uważasz za właściwe (zobacz też Metoda zielonego długopisu).
- Negatywne schematy myślowe np. „robi to tylko po to, żeby mnie zdenerwować”.
- Rodzicielstwo na autopilocie, czyli odznaczanie kolejnych prac domowych, które muszą być zrobiona, ale o których wiesz też, że nigdy się nie kończą i przełożenie ich na później świata nie zawali.
Idealny rodzic nie istnieje i próba stania się nim jest szkodliwa zarówno dla rodziców, jak i ich dzieci.
Dla kogo jest ta książka?
Wydawać by się mogło, że to książka dla pracujących rodziców. Ale nic bardziej mylnego! Jest ona skierowana do ubogich w czas wolny opiekunów, którzy chcą być dobrymi rodzicami. Szanuje ogromną różnorodność warunków rodzinnych, co oznacza, że rodzicem jest w niej zarówno ten, kto widuje się ze swoimi dziećmi tylko przez kilka godzin w tygodniu, jak i samodzielny rodzic. Jest skierowana głównie do rodziców dzieci w wieku od 2 do 11 lat (nastolatki to nieco inne wyzwanie!), ale główne przesłania dotyczą wszystkich grup wiekowych. Zasadniczo jest to propozycja dla każdego rodzica, który potrzebuje praktycznych wskazówek, jak być nie najlepszym, a wystarczająco dobrym rodzicem.
Może jesteś kobietą, która za chwilę będzie musiała wrócić do pracy i oczekuje ode mnie rady, jak pogodzić to z byciem matką na pełny etat. A może jesteś ojcem, który wpadł w jedną z pułapek rodzicielstwa i chce przestać krzyczeć na swoje dzieci każdego ranka. (…) Niewykluczone, że możesz poświecić swoim dzieciom tylko kilka godzin tygodniowo i masz trudności z nawiązaniem z nimi dobrego kontaktu. A może masz po prostu dosyć tej mordęgi, próbując pogodzić coraz więcej pracy z obowiązkami rodzicielskimi przy dobie, która nie jest przecież z gumy W takim razie ta książka jest dla ciebie.
Zobacz także temat, który rozwijamy jest także w książce: Nie trzeba się dzielić