Szklany mag, drugi tom serii Papierowy mag
„Szklany mag” to kolejna cześć serii Charlie N. Holmberg. Po przeczytaniu pierwszej książki, „Papierowego maga”, byłam zainteresowana ciągiem dalszym. Najbardziej wciągał mnie świat samych magicznych umiejętności Składaczy, Wytapiaczy czy Wycinaczy. Trochę mniej cieszył mnie dość nieudolny wątek romantyczny. Czy tym razem będę usatysfakcjonowana?
O czym jest „Szklany mag”?
Nie zdziwi nikogo, że o magu szkła, prawda? Żeby zanadto nie spoilerować zdradzę tylko co jest główną siłą tego rodzaju magii. Są to lustra. Szklany mag może przez idealne lustro przejść do pomieszczenia z innym lustrem. Może je traktować jak istny portal. Może też przezeń ciskać zaklęciami, dublować swój wizerunek, podglądać innych. Jedyny problem to noszenie takich luster przy sobie. Papierowy mag nie ma z tym problemu, bo wsadza kilka arkuszy i już ma magiczną materię przy sobie. Za to magia szkła jest zdecydowanie bardziej odporna od magii papieru na warunki atmosferyczne, zwłaszcza deszcz.
Ogólnie jesteśmy w momencie po walce z magami związanymi z krwią. Warto tu dodać, że związanie z daną magią jest raz na zawsze. Takie jest prawo. Nie można złamać przysięgi. Ale… czy na pewno? I czy antagoniści dadzą spokój Ceony, skoro ta unieruchomiła, a może nawet zabiła, jednego z nich w poprzednim tomie?
Niestety, jest gorzej
Książka wprowadza nowe postaci. Jest to przyjaciółka Ceony, Delilah. Wprowadzona jest szybko, co rozumiem, bo przecież bohaterki się znają. Jednak trochę brakowało mi jakiegoś głębszego rysu postaci. Ja też chciałam ją lepiej poznać!
Ogólnie wydaje mi się, że kreacja postaci kuleje. Nie dowiadujemy się o nikim zbyt wiele. A ja tak pragnęłam czegoś o Emerym czy Grathu, może nawet o mag Aviosky. Dostaję wprawdzie motyw zemsty Wycinacza czy dziwnego zachowania Thane’a, ale są one bardzo ogólnikowe. Dostaję rys rodziny Ceony, ale nie widzę więzi pomiędzy poszczególnymi członkami. Tak jakby miłość rodzinna była zawsze tak samo silna.
Innym z moich głównych problemów związanych z pierwszą książką był aspekt romansu. Na początku tej książki z ulgą zauważyłam, że mag Emery Thane nie odwzajemnił zauroczenia Ceony w nim i właściwie zachowywał się profesjonalnie. Przez chwilę myślałam, że naprawdę możemy uzyskać bardzo rozsądny postęp w fabule, powiązany z odrzuconym uczuciem. Niestety – tak, zdecydowanie niestety – wątek romantyczny idzie w kierunku małżeństwa. Nie żebym coś miała do tej instytucji, jednak nie uważam, że takie rozstrzygnięcie było dobre dla tej książki. Tym bardziej, że autorka nie przekonuje, że są to pokrewne dusze. Mamy tu Ceony i tylko Ceony. Jej myśli, jej uczucia. Mag Thane dostaje ledwo jedną-dwie sceny, w których może się uzewnętrznić. Mnie to nie przekonało.
No i wreszcie scena, która mną wstrząsnęła: przyznanie stypendium szkoły magicznej. Wielka gala, wielcy tego świata, bankiet. I administrator szkoły, który zdecydowanie za bardzo lubił krótkie spódniczki. Tą Ceony też, choć przyznam, że dla niej krótka oznaczała w kolano, jak czasy nakazują. Jak reaguje na to dziewczyna? Od tego czasu nosi dużo dłuższe spódnice. Bo trudniej złapać za kolanko i wyżej. Po tak broniącej maga Thane’a kobiecie spodziewałabym się raczej czegoś bardziej żywiołowego, z włożeniem kosza owoców na głowę choćby! Nie to chciałabym przekazać moim córkom – po próbie molestowania ubieraj się skromniej, to będziesz bezpieczniejsza. Brawo za blaming!
Ale i tak dobrze się czyta!
Właśnie to jest najdziwniejsze, bo mimo wad książkę czytało mi się nawet lepiej niż poprzednią. Bez problemu nawet po czasie dobrze wróciło mi się do tego uniwersum. I choć trochę narzekałam na marudzenie Ceony, jej naiwne pomysły, to kupowałam to. Wszak była ona zakochaną w nauczycielu dziewczyną, która przeszła więcej niż mogła udźwignąć – przeszła przez jego serce, i to dosłownie!
Na szczęście – tak, na szczęście! – ta książka jest mroczna. Ale też bez przesady przesadza. Opisy przemocy czy okaleczeń nie są takiego ciężkiego kalibru jak choćby w „Wojnie makowej”. Ich ilość faktycznie sprawiła, że czuło się grozę tak jak czuła ją bohaterka.
Ogólne wrażenie
Ciężko mi jednoznacznie powiedzieć, czy książka podobała mi się czy nie. Jest to dość prosta historia z ciekawym magicznym światem. Może nieco umiejscowienie w quasi XIX Anglii pomieszanej z mentalnością Ameryki lat 20-tych, jednak hej, to steampunk z elementami fantasy, tu nie musi być zgodnie z historią czy geopolityką. Męczyły mnie miłostki, podobały walki. Miałam niedosyt charakterystyki postaci, ale za to pokochałam przedstawioną magię. Degenerowała mnie naiwność Ceony, za to zaciekawiła oziębłość Emery’ego. Ogólnie oczekuję więcej w następnej książce niż otrzymałam w tym i poprzednim, pierwszym tomie. Mam nadzieję, że tym razem zobaczę inną magiczną profesję, być może tego wymarzonego przez Ceony Wytapiacza.
Zobacz recenzję pierwszej części: „Papierowy mag”