Dwa razy wzięłam tabletkę „po”
Anitę znałam ze studiów. Chodziłyśmy do różnych grup, ale część zajęć miałyśmy razem. Tak jak ja została w mieście, w którym studiowała. Czasem mijałyśmy się na ulicy. Kiedy spotkałam ją pod gabinetem ginekologicznym, mogłam w końcu dłużej porozmawiać, bo wizyty były opóźnione.
Anita jest moją równolatką. Na poczekalni do specjalisty stał wózek z jej 7-miesięczną córeczką. Malutka spała, więc mogłyśmy porozmawiać, powspominać stare czasy. Wreszcie – dowiedzieć się o celu wizyty. Ja byłam umówiona na cytologię, ona – przyszła tylko po receptę. Nie spodziewałam się jednak, że już trzeci raz przyszła po tabletkę „po”.
Mało znam osób, które w młodym, studenckim życiu chcą już mieć dzieci. Zwykle sprawę niechcianej ciąży załatwia antykoncepcja, jednak Anita nie zdążyła wszystkiego zaplanować. Sylwester, alkohol, były chłopak, puściły hamulce, rozsądek był zmroczony promilami. Stało się. Ani ona, ani on nie chcieli mieć dziecka. W tym momencie byłaby to dla niej porażka, której nie chciała ponieść. On też nie widział się w roli ojca. W razie czego znał lekarza, który gotowy byłby zrobić zabieg. Pieniądze by się znalazły.
Tak naprawdę nieplanowana ciąża jest traktowana jako problem tylko kobiet. Zarówno ja, jak i Anita, znałyśmy masę samotnych matek, które muszą sobie radzić, bo ewentualny ojciec się ulotnił. Bo sobie nie poradził, przerosło go. Jak kobietę coś przerasta, to bierze antydepresanty, płacze w poduszkę, ale idzie dalej mimo wstydu i upokorzenia, którą często karmi ją rodzina i otoczenie. Tylko dlatego, że dała się oszukać i uwierzyła kiedyś mężczyźnie. Tak jak Anita, kiedy miała 22 lata. Dlatego kupiła pierwszą tabletkę „po”. Ciąża oznaczałaby, że musiałaby rzucić studia i wrócić na peryferia, gdzie nie ma pracy i przyszłości.
Drug raz był tak samo szalony jak pierwszy. Ot, randka, która za daleko zaszła. Zupełnie nieplanowany obrót zdarzeń. Finał taki sam – tabletka. O ile w pierwszym, sylwestrowym przypadku kupiła ją od życzliwego aptekarza bez recepty za 100 zł, o tyle druga kosztowała ją 70 zł i wizytę u ginekologa. Nie była to jednak rutynowa wizyta – lekarz wykazał się kompetencją i nakazał kontrolę po kilku dniach od przyjęcia tabletki.
Wiedząc w jakim celu przyszła do ginekologa nie mogłam nie spytać:
– A skutki uboczne?
– Nie miałam skutków ubocznych, nie potrzebowałam psychologa, nie było to traumatyczne. Po wzięciu tabletki nie czułam się źle. Za każdym razem po dwóch tygodniach dostałam miesiączkę niezależnie od dnia cyklu. Nie pamiętam żadnych problemów. Nie czułam żadnej straty ani nie było mi przykro. Jedyne co mi towarzyszyło to strach, że tabletka nie zadziała. Obecnie, mając małe dziecko, nie czuję się jeszcze gotowa na drugie. Dlatego zdecydowałam się znowu na ten sam sposób. Być może łatwiej podjąć mi taką decyzję, bo przebywałam długo za granicą, w kraju, gdzie prezerwatywy można dostać wszędzie i nawet na stacji metra stoją pełne gumek dystrybutory.
Tak naprawdę wzięcie tabletki antykoncepcyjne przed, po, czy zabieg aborcji odpowiednio wcześniej to odpowiedzialna decyzja. Nie tylko o życiu, ale o jakości życia tego ewentualnego małego człowieka. A za jakość, dzieciństwo i wychowanie jesteśmy odpowiedzialni i mamy prawo decydować.