Książki dla rodziców,  Kulturalnie

iGen. Dlaczego dzieci sieci są inne niż my

W dorosłość wkracza właśnie pierwsze pokolenie, które nie pamięta już życia bez internetu, mediów społecznościowych i nowych technologii. To „iGeneracja”, czyli iGen, jak nazwała je Jean M. Twenge, profesor psychologii i autorka wydanej w Polsce książki „iGen” (Wydawnictwo Smak Słowa). Choć książka bazuje raczej na doświadczeniach społeczeństwa amerykańskiego, to wiele z przytoczonych w niej spostrzeżeń jest niezwykle trafne i w Polsce. Jacy są nastolatkowie przyklejeni do smartfona? Jak życie w sieci wpływa na młodych dorosłych?

iGen – co to właściwie oznacza?

Najnowsze pokolenie nastolatków i dorosłych swego czasu określano mianem pokolenia Z, ale bardziej pasuje iGen wymyślony przez Jean M. Twenge. Są to ludzie urodzeni w latach 1995-2012, którzy obecnie zaczynają dorastać.

My, rodzice, czyli Milenialsi i pokolenie X, to ci, którzy są za starzy na całkowite zatopienie się w świecie wirtualnym i za młodzi, by z niego zrezygnować. W odróżnieniu od naszych rodziców, generacji X, która widzi w grach i technologii wkraczającej w życie samo zło („gry zabijają”), Milenialsi jakoś potrafią to zrozumieć, ale wolą zmniejszać ilość czasu przed ekranami swoim dzieciom. A tak naprawdę kompletnie im to nie wychodzi, bo iGeni potrafią sobie poradzić z blokadami w taki sam sposób jak jeszcze niedawno my radziliśmy sobie z zakazami pójścia na dyskotekę.

Różnice pokoleniowe są większe i bardziej znaczące niż kiedykolwiek wcześniej.

Nastolatkowie są niedojrzali

iGen zdecydowanie odstaje od pokoleń dzieci wracających ze szkoły z kluczem na szyi, czyli swoich rodziców. Telefony komórkowe dały rodzicom niespotykaną dotąd możliwość kontroli. Nie tylko wiemy gdzie ktoś jest, z kim i kiedy, ale mamy wpływ na treści dostarczane dziecku poprzez wszelkie blokady. Świat wcale nie jest inny niż nasz – inne są granice, jakie stawiają przed młodzieżą dorośli. A jest ich znacznie więcej. Przez to nastolatki i młodzi dorośli z iGenu są dużo mniej samodzielni i wolniej dorastają. Tak jak jeszcze niedawno nie dziwiło nikogo, że rodzić skacze w zamku dmuchanym czy zjeżdża na zjeżdżalni z przedszkolakiem, tak teraz nie dziwią rodzice chodzący z CV po firmach czy podwożący 20-latka na imprezę. Młodzi nie buntują się, bo iGenom jest to nawet na rękę.

Wyręczamy więc te nasze dzieci. Dlaczego? By było bezpieczniej i by miały więcej czasu. Narzekamy, że teraz szkoła to więcej zadań domowych, więcej nauki, a każde dziecko, jeśli nie chodzi na korepetycje, to chociaż na zajęcia dodatkowe. Może w przypadku Polski rzeczywiście tak jest, szczególnie jeśli chodzi o dostęp do zajęć pozalekcyjnych, których jeszcze 20 lat temu było jak na lekarstwo, jednak dane statystyczne są nie do podważenia:

Obecnie nastolatki spędzają mniej czasu z przyjaciółmi, ale zamiast tego wcale nie odrabiają lekcji, nie uczestniczą w dodatkowych zajęciach ani nie robią porządków – spędzają ten czas przed ekranem.

Świat mediów to świat internetu

Jestem z czasów, kiedy w pokoju miało być zgaszone światło o 21:00, a ja po kryjomu czytałam książki z latarką w ręku pod kołdrą albo słuchałam zgrywanych piosenek na kasetę z Trójki na walkmanie, który wygrałam w jakimś konkursie. Taki sprzęt to było coś! Ale dziś sama gonię do łóżka dzieci, wcześniej pamiętając, by zabrać im z rąk smartfony. Inaczej dziwna poświata widnieje spod kołder. Teraz nie czyta się książek, gazet, czasopism. Nawet lektury częściej bywają w formie audiobooków niż druku. Dzieci też mniej oglądają TV. Sama pamiętam jak czekałam cały tydzień, by w sobotę oglądać przez godzinę bajki Disney’a, bo taki program właśnie raz w tygodniu wtedy był. Albo jak czekało się akurat na niedzielną wieczorynkę z Gumisiami! Dziś YouTube i telewizja na żądanie wyparła czekanie na ulubiony serial czy program – wszystko masz na wyciągnięcie ręki, bez przerwy na reklamę, bez czekania. Moje dzieci, przez to że nie mamy TV w domu, długo nie mogły zrozumieć, że bajki nie da się zatrzymać, a reklamy w TV przewinąć.

W jednym z badań przeprowadzonych wśród studentów posiadających konto na Facebooku poproszono ich o uzupełnienie w ciągu dwóch tygodni krótkiej ankiety w telefonie – pięć razy dziennie dostawali SMS-a z licznikiem i mieli informować badaczy o swoim nastroju i tym, jak dużo korzystali z Facebooka. Im więcej z niego korzystali, tym mniej szczęśliwi się później czuli. Natomiast poczucie nieszczęścia nie prowadziło do częstszego używania Facebooka. Korzystanie z niego przyczynia się do poczucia nieszczęścia, natomiast poczucie nieszczęścia nie przyczynia się do korzystania z Facebooka

Internet oznacza samotność

Media społecznościowe są obecnie namiastką spotykania się z kolegami. Niestety słaba ta namiastka: przez internet wprawdzie można porozmawiać, ale już czekanie na odpowiedź może być nie do zniesienia. Sama nie jestem przyklejona do smartfona, więc odpowiadam na wiadomości czasem dobę-dwie po ich otrzymaniu. Dzieci robią to od razu i kilka minut czekania na tekst jest katorgą. Ba – najlepszą formą „kary”, swoistym fochem, jest brak odpowiedzi albo odwlekanie jej. „Niech sobie myśli, że mnie nie obchodzi!”. Tak naprawdę dziecko czy nawet dorosły jest sam z sobą, bo cóż pomoże w chwili depresji te tysiąc znajomych na FB?

Łatwo to zweryfikować. MtF mierzy symptomy depresji na podstawie sześciu elementów – czy dana osoba zgadza się ze stwierdzeniami: „Życie często wydaje się pozbawione sensu”, „Przyszłość często wydaje się beznadziejna”, „Czuję, ze nic nie potrafię zrobić dobrze”, „Czuję, że moje życie nie jest zbyt przydatne”, a także czy nie zgadza się ze stwierdzeniami: ‘Cieszę się życiem mniej więcej tak samo jak każdy”, i „Czuję, że naprawdę dobrze jes żyć”

samotność oznacza depresję

Jean M. Twenge w książce „iGen” przedstawiła analizę anonimowych ankiet przeprowadzanych rok rocznie w USA w grupie uczniów III klasy gimnazjum, II i III klasy liceów od lat 60-tych nawet. Dane są szokujące: o ile TV nieznacznie pogorszyło statystyki dotyczące depresji, o tyle smartfony potroiły ilość cierpiących na nią nastolatków. Dowodem na to, że komunikacja elektroniczna nie powinna całkowicie zastępować kontaktów twarzą w twarz, są statystyki, według których młodzi ludzie spędzający czas z rówieśnikami rzadziej czują się samotni. Instagram, Snapchat czy SMS-y nie są tym samym, co przyjaźń w realu, a – jak wynika z ankiet – to właśnie ona obniża ryzyko depresji i popełnienia samobójstwa. A statystyczny młody Amerykanin korzysta z mediów społecznościowych 6 godzin dziennie, często do późna w nocy.

Zmniejszenie się interakcji twarzą w twarz jest jak płatny zabójca: popełnia przestępstwo, mimo że to nie był jego pomysł. Natomiast czas, jaki młodzi ludzie spędzają przed ekranem, przypomina zleceniodawcę, który zatrudnia zabójcę, a potem dla pewności jeszcze strzela kilka razy z pistoletu.

Wskaźniki depresji poszybowały w górę. Niestety wskaźniki samobójstw też. Żaden niebieski wieloryb nie jest tu problemem – za to niebieska poświata smartfona już tak. Niedospanie, izolacja i hejt zbierają swoje żniwo. W sieci

(…) nie ma sposobu, aby uciec swoim prześladowcom – w przeciwieństwie do łobuzów, jakich się spotyka w rzeczywistości, w cyberprzestrzeni nie da się po prostu unikać konkretnych osób. Dopóki ofiara nie przestanie całkowicie korzystać z telefonu, cyberprzemoc się nie skończy.

Bezpieczeństwo nade wszystko

Dlaczego młodzi tak często bywają w mediach społecznościowych? Nie tylko dlatego, że boją się coś stracić. Młodzież czuje się tam bezpieczniejsza, bo tam inaczej niż w życiu realnym można dostać w twarz mówiąc co się myśli. Często też rodzice wolą wiedzieć gdzie dziecko fizycznie jest i nie martwić się, czy nie wróci podchmielone z imprezy. Dochodzi do tego, że profesorowie na uczelniach wyższych są zwalniani za np. uczenie różnic pomiędzy różnymi kulturami, a ktoś może zostać urażony. To dorośli, więc i szkoły, mają zapewniać poczucie bezpieczeństwa, także tego psychicznego, jego uczniom. To, co kiedyś było dyskusją, zaczyna być powodem oburzenia i strachu, bo „można kogoś urazić”.

Dzieciństwo iGenu stoi pod znakiem jazdy w fotelikach, dzieci odbieranych ze szkoły (zamiast wracających samodzielnie do domu) oraz sterylnych placów zabaw z plastiku. Swobodnie biegające po całej okolicy dzieci z pokolenia wyżu demograficznego i generacji X zostały zastąpione przez dzieci z iGenu, pilnowane na każdym kroku.

Poczucie bezpieczeństwa, kojarzone z domem rodzinnym, rzutuje i na inne sfery. Młodzi ludzie odkładają decyzję o zrobieniu prawa jazdy na później, dłużej mieszkają z rodzicami, bo są mniej aktywni zawodowo. Choć w Ameryce kryzys gospodarczy, a w Polsce bezrobocie sięgające nawet 28% w tej grupie wiekowej, skutecznie zmniejsza ilość miejsc pracy dla młodych, to oni nie kwapią się do zdobywania doświadczenia, którego często właśnie brakuje im przed podjęciem pierwszej pracy. Darmowe praktyki czy staże, na które ja sama chodziłam, są passe.

Praca i płaca to przyszłość

Choć nastolatkowie, podsycani czasem przez rodziców twierdzeniem „po co będziesz pracować teraz, jeszcze się napracujesz w życiu”, nie garną się do znalezienia płatnego zajęcia, to jednak bardzo martwią się o pieniądze. Każdy chce je zdobyć łatwo i, jeśli się da, przyjemnie. Ale w odróżnieniu od Milenialsów więcej iGenów jest skore brać nadgodziny czy pracować w mało satysfakcjonującej pracy, byle dobrze zarobić. Spytajcie swoich nastolatków kim chciałyby być. U znanych mi nastolatków króluje bycie youtuberem, gamerem, ewentualnie… emerytem czy więźniem, bo przecież oni mają wszystko za darmo. Choć lepsze to niż bycie bezrobotnym, to dwa ostatnie przykłady nie napawają radością.

Tolerancja dla indywidualności

Być może w miarę jednolitej kulturowo i etnicznie Polsce nie jest to tak widoczne, ale jednak można powiedzieć, że pokolenie iGen jest bardziej tolerancyjne niż wszystkie poprzednie. Jeśli nie tolerancja koloru skóry, bo nadal mało w klasach naszych dzieci innych niż białych rówieśników, to inność jest dobrze rozumiana. Nikt nie gani za noszenie okularów, nie wyzywa za inny ubiór czy nie nazywa wytatuowanych przestępcami. Będąc ostatnio na Pyrkonie nie słyszałam z ust młodych ani jednego złego słowa na przebrania cosplayerów, za to osoby w moim wieku i starsze często głośno komentowały „jak to on/ona wygląda!”.

Czy są jakieś plusy w byciu iGenem?

Patrząc z perspektywy rodzica iGeni są może i wrażliwsi na krytykę, ale i spokojniejsi. Później próbują alkoholu i zaczynają uprawiać seks, choć marihuana czy e-papieros jest dla nich czymś normalnym, nieszkodliwym, a czasem nawet dobroczynnym. Nawet jeśli zdecydują się zrobić prawo jazdy, rzadziej otrzymują mandaty. Wśród nastolatków (przynajmniej w Ameryce) jest obecnie najniższy odsetek nastoletnich ciąż w ciągu ostatnich prawie 100 lat. Cenią sobie bezpieczeństwo na tyle, że pytając zimą Artiego czy poślizgałby się na zamarzniętym stawie rzekł z wyrzutem: „Mamo, ale to niebezpieczne! Lepiej iść na lodowisko”. I to my, helikopterowi rodzice, najbardziej się do tego przyczyniliśmy. Bo

Gdzie pójdzie iGen, tam i cały kraj.

W tekście znajduje się link reklamowy.