Książki dla dzieci

Książka ukazująca Ukrainę, jaką znaliśmy do niedawna

Jeszcze z dwa-trzy lata temu wszystko było inaczej. Dzieci nie znały słowa pandemia, a wojna kojarzyła im się z dawnymi czasami. Dziś znają strach i izolację, uczą się czym są fake newsy i jak wspólnie czynić dobro. Olena Michajłowa-Rodina i Ludmiła Nikorycz wraz z Wydawnictwem Muchomor pokazują Ukrainę sprzed tych dwóch-trzech lat. A może nawet sprzed Majdanu.

Jaka jest Ukraina widziana oczyma autorek?

To kraj większy niemal dwa razy od Polski, z rozległymi równinami, górami na północy i morzem na południu. To kraj ponad stu narodowości, choć niepodległością cieszy się od 1991 roku. Wreszcie to kraj niezwykle kolorowy, przepełniony sztuką, która jako pierwsza rozbudziła w ludziach dumę narodową. Kiedy my mieliśmy Mickiewicza i Słowackiego, Ukraińcy zaczytywali się po raz pierwszy w ukraińsko języcznych wierszach Tarasa Szewczenki.

Dlaczego warto zobaczyć Ukrainę oczyma Oleny i Ludmiły?

Książka jest niezwykle kolorowa i wierzę, że Ukraina rzeczywiście taka była. I mam nadzieję, że już niedługo będzie, choć zdaję sobie sprawę, że odbudowa potrwa przynajmniej jedno pokolenie. Miejmy nadzieję, że właśnie pokolenie odbudowujące Ukrainę, do którego będą należeć i Polacy, sprawi, że za 100 lat książka ta będzie znowu ukazywała ważne miejsca na mapie Ukrainy w takim samym stanie, jak sprzed wojny. A może będzie można wkleić nowe, też kolorowe, strony z nowymi galeriami sztuki, stacjami metra, plażami czarnomorskimi pełnymi wczasowiczów czy Majdanu, na którym będą odbywały się koncerty, a nie strajki i wiece.

Ważne dla rodzica

Ostatnia strona książki nie zawiera żadnych wesołych obrazków. To czysty tekst, z jednym tylko rysunkiem latawca. Latawca, który szybuje wolny. Być może wolny jak chcieliby być wolni wszyscy Ukraińcy. Znajdziemy tu informacje o wielu miejscach, które wcześniej omówione były w książce, ale w innym stanie: szkoły nie działają, metro stało się domem i schronem przed bombami, pracownie artystyczne jak ta dla dzieci z Charkowa czy dom „Słowo” przeniosły się do podziemi lub nie istnieją. Sami artyści łapią za broń lub zbierają datki na obronę kraju. Dzieci widzą to w telewizji, bo chyba nie ma malucha, który choć raz nie zderzył się z wojną w rozmowach, nie ma w grupie ukraińskiego dziecka, które uciekło z kraju. Myślę, że warto pokazać ten kraj nie tylko jako ofiarę najazdu wojsk, ale także jako miejsce piękna. Taki, jak pokazały to Olena i Ludmiła w tej książce.