Jedno słowo może zmienić negatywne myślenie o sobie
Jako troskliwa mama często przesadzam z wyręczaniem moich dzieci. Przecież szybciej założą koszulkę, jeśli wywinę ją sama na prawą stronę, jest mniejsze ryzyko, że zatną się zamkiem błyskawicznym, kiedy im pomogę i mniej soku rozleją, jeśli to ja naleję im go do szklanki. Jednak czasem słyszę to apokaliptyczne „mamo, ja sam!”. Podnoszę wtedy głowę, widzę wytężoną pracę każdego mięśnia, czasem wytknięty lekko język, który pomaga w precyzyjnym wykonaniu zadania. O ile samodzielność jest czasem okupiona moimi czarnymi myślami („a co jeśli się zatnie w palec / złamie nogę wchodząc na zjeżdżalnię / przeziębi się / zawiedzie się na kimś?” itd.), o tyle o wiele gorsze są słowa dziecka „nie umiem tego zrobić!” i zaprzestanie działania. Co poradzić na negatywne myślenie o sobie?
Kiedy dziecko myśli o sobie w negatywny sposób
Umysł ludzi o wiele łatwiej pamięta to co złe, niż to co dobre. Możemy sto razy pochwalić dziecko, a ono i tak bardziej będzie pamiętało, że raz nazwaliśmy je głuptasem. To całkiem normalny mechanizm uczenia się – dziecko dzięki temu stara się drugi raz nie popełnić tego samego błędu. Jednak sprawy przybierają inny obrót, kiedy przez częste negatywne motywowanie dziecko samo zaczyna o sobie myśleć w negatywny sposób. Dochodzi wtedy do takiego paradoksu jak u mnie. Pod koniec pierwszej klasy szkoły średniej moja wychowawczyni, zdziwiona wzorową frekwencją, powiedziała „O, Monika, aż nie mogę uwierzyć, że nie opuściłaś ani jednego dnia szkoły. Wyglądasz na wagarowicza!”. Jak wygląda wagarowicz pokazałam więc już od września kolejnego roku. Na złość mamie odmroziłam uszy? Możliwe. Jednak takie jedno zdanie wystarczyło, bym pomyślała, że nie warto jest się więcej starać, bo ludzie i tak inaczej mnie odbierają.
Samospełniające się przepowiednie bardzo często są tylko logicznym następstwem kolejnych przypadków. Denerwujesz się testem, więc się nie uczysz, bo przecież i tak go nie zdasz. Nie zdajesz, bo się nie uczysz. O ile większe szanse ma osoba, która mimo zdenerwowania postara się mimo wszystko choć część materiału przyswoić. Wystarczy wtedy zamiast deklaracji niezdania sprawdzianu powiedzieć sobie „nauczę się ile mogę, może uda się wtedy zdać test”.
Tymi słowami nie zmienisz negatywnego myślenia
Jak reagujesz na takie wyrażenie myśli dziecka:
- Nie spróbuję, nie jestem w tym dobry.
- Nie mogę, to za trudne.
- Nigdy się tego nie nauczę.
Pewnie tak jak ja najczęściej, czyli:
- Jesteś dobry!
- Dasz radę!
- Ja też nie umiałam, ale od tego jest nauka!
I pewnie tak jak ja zauważyłeś, że to wcale nie działa, bo jakże moje słowa mogłyby tak szybko zmienić negatywne myślenie o samym sobie. Czy na nas, dorosłych, działa? No właśnie…
Co tak naprawdę dziecko ma nam do powiedzenia
Ogólnikowe zdanie o sobie samym i swoich możliwościach tak naprawdę kryje coś głębszego: frustrację, strach przed popełnieniem błędu czy wyśmianiem. Jeśli udało Ci się z dziecka wyciągnąć powód samoniezadowolenia najgorszym, co możesz zrobić, jest zanegowanie tego stanu. „Nie bój się!” nie jest zbyt przekonujące. Właściwie dodać otuchy może tylko jedno słowo:
Jeszcze
Wpadłam na nie zupełnie przypadkiem samemu borykając się z trudną sprawą. Nadal nie jestem obeznana ze wszystkimi nowinkami dotyczącymi WordPressa czy różnych danych i kont Google, dlatego często szukam pomocy u męża bardziej obeznanego w temacie. Kiedy mocowałam się z podłączeniem jednej wtyczki w panelu, którą wiedziałam, że on potrafi zoptymalizować z zamkniętymi oczami, w końcu wkurzona rzuciłam:
– Weź mi pomóż! Nie jestem specem!
– … jeszcze – odrzekł i zamiast zrobić to za mnie, pokazał prostą instrukcję.
Prosty trik, a jaki skuteczny. Zamiast gotowca, dostałam wizję. Mogłam sama dojść do rozwiązania i rozkoszować się owocami swojej pracy. „Jeszcze” to zapowiedź lepszego jutra. Może dziś nie potrafię, ale jutro będzie to dla mnie kaszka z mleczkiem (bezlaktozowym oczywiście!). Zamiast załamywać ręce nad nieudanymi próbami, a później załamywać się, że inni robią coś w sekundę, a ja nie potrafię, nauczę się i zdobywam to, co było dla mnie dotąd nieosiągalne. I mogę to powtórzyć!
Jak używać „jeszcze”?
To samo „..jeszcze” działa też na moje dzieci. Nie można go zamienić na „Jeszcze nie, ale…”, bo wtedy kompletnie nie działa. Działa tylko samo „…jeszcze”. Najlepsze rezultaty przyniesie, jeśli:
– na końcu wypowiedzi dodasz „…jeszcze”
– okażesz zrozumienie np. „widzę, że się denerwujesz?, „źle się czujesz jak popełnisz błąd”
– spytasz o inne rozwiązanie „czego nie rozumiesz w tym zadaniu?”, „jak możesz to inaczej zrobić?”
Szczerze mówiąc nawet „…jeszcze” nie jest magiczną różdżką, która od razu pozwoli dziecku myśleć o sobie pozytywnie. Jednak staje się ono niejako mantrą, która powoli będzie zamieniać negatywne myślenie na pozytywne. Zupełnie jak u Kini. Zamarzyła ona sobie nauki karate. Ale w jej mniemaniu skoro oglądała kilka bajek o wojownikach, to i ona będzie spaniałym posiadaczem czarnego pasa już odp pierwszej lekcji. Pojawiły się łzy już na pierwszym treningu:
– Mamo, a oni potrafią to robić, a mnie pan ciągle poprawia. Nie jestem w tym dobra.
Pierwszą rzeczą, którą chciałam jej powiedzieć, było oczywiste „jak będziesz chodził a dłużej to osiągniesz wyższy poziom, dostaniesz kolorowy pas”. Wyprzedził mnie sensei:
– Mój mistrz mówił mi, że po zrobieniu 10 tys razy tego ćwiczenia każdy się go nauczy. Ja już tyle zrobiłem. A ile zrobiłaś Ty?|
Ale ona nie słuchała, tylko płakała dalej. Spojrzałam w jej wilgotne oczki i powiedziałam:
– Nie jesteś w tym dobra. Deneruje Cię to, bo jeszcze nie jesteś.
Kinia otarła rękawem łzy i pobiegła ćwiczyć. W tym momencie na salę weszła jedna z dziewczynek zaawansowanej grupy, która miała pokazać jakąś pozycję. Miała zielony pas. Po zajęciach Kinia zaczepiła ją i zapytała jak długo uczy się karate. Dziewczynka wyznała, że cztery lata już chodzi na treningi. Kinia podbiegła wtedy do mnie, z jednym butem w ręce tak się spieszyła, i rzekła:
– Mamo, ja też będę tak długo ćwiczyć, bo chce być zaawansowana!
Uśmiechnęłam się na myśl jak jedno słowo ma wielkie znaczenie.
Fot. Laura Lewis, CC BY 2.0