Książki dla dzieci,  Wychowanie

Pieniądze i cała reszta, którą trzeba nauczyć dziecko

Po przeczytaniu tej niepozornej książeczki, która mogłaby się z łatwością zmieścić w damskiej, nawet małej,torebce, doszłam w końcu do pytania „czy aby nie powinnam moim dzieciom dawać kieszonkowego?”. Ale zaraz potem zaczęły się kolejne pytania: ile komu, po równo, za zasługi, za oceny, a może jednak wcale, by nie dzielić? Może zrezygnować ze świnek-skarbonek, pozwolić Natce z nimi spać, bo każdy prosiak i świnka się przecież do tego nadaje, także porcelanowa, i założyć im konto? A może… no właśnie. Pytań o pieniądze jest wiele, a tak często o nich przy dzieciach nie rozmawiamy. Może czas zacząć?

Nie rozmawiamy o pieniądzach!

„To sprawy dorosłych”, „To prywatna informacja”, „To ciebie nie dotyczy”, „Zrozumiesz, jak będziesz duży” – ile razy tak mówiliście dzieciom o własnych zarobkach, działaniu pożyczki czy wreszcie o tym ile kosztuje dom czy mieszkanie? A to właśnie od takich pytań możemy zacząć uczenie o wartości pieniądza. I nie chodzi wcale o to, że za pieniądze można lub nie można kupić wszystko, że pieniądz to władza albo że szczęścia nie dają. Tak, to prawda, ale bez pieniędzy jest jednak ciężej.

Nauka zaczyna się szybko

Już maluchy się uczą od nas co się dzieje z pieniędzmi. Podnosząc monetę z chodnika pokazujecie mu, że nawet najmniejszy nominał ma wartość. Wypłacając pieniądze z bankomatu warto wytłumaczyć, ze to nie elektroniczna wróżka pięniądzodajka. I że na drukarce nie drukuje się banknotów. Nawet jeśli dziecko ma ochotę tylko poprzyciskać coś na klawiaturze warto tłumaczyć do czego to całe ustrojstwo w ścianie służy.

Kiedy zacząć uczyć o pieniądzach?

Jeśli czekacie na to, by szkoła nauczyła gospodarowania pieniędzmi, to możecie się zdziwić. Szkoła uczy najwyżej jak zrobić zakupy i nie pomylić się przy obliczaniu reszty. Tyle. Od nas, rodziców zależy, czy nauczymy dzieci, że pieniądze warto oszczędzać, ile oszczędzać i w jaki sposób je inwestować. W wieku 6 lat dziecko już doskonale wie, że pieniądze służą do kupowania, bo widza jak sam to robisz. Rok później – że trzeb mieć odpowiednią ilość pieniędzy, by coś kupić, a w wieku około 11 lat warto już zaznajomić dziecko z tym, ile tak naprawdę kosztuje życie, rachunki, elektronika itd. Portfel nie jest przecież bez dna! Piętnastolatek może spokojnie zacząć inwestować choćby na wirtualnej giełdzie. Jeśli jednak przegapisz jakiś etap – nic straconego. Tylko nie przegap wszystkich!

Kiedy, a nie czy, dawać kieszonkowe?

Gdy dzieci zaczynają uczęszczać do szkoły, warto zacząć wypłacać im kieszonkowe. Jest jednak pewne ale: trzeba powiedzieć, co z tym kieszonkowym zrobić. To nie ma być radosne wydawanie pieniędzy, apotem siedzenie w maminym portfelu. To ma być odcięcie się od inwestowania np.; w smakołyki do szkoły, książki czy ubrania i zajęcia pozalekcyjne (to już starsze dzieci). Dzieci nie tylko mają mieć swobodę w jego wydawaniu, ale i część – autorka książki „Pieniądze i cała reszta” Gail Vaz-Oxalde Wydawnictwa Znak podpowiada, że 10% – odkładać.

I jeszcze jedna rada autorów: oszczędzanie całej kwoty nie jest nauką gospodarowania pieniędzmi. Dziecko ma wiedzieć, że pieniądze są do wydawania, a nie tylko oszczędzania.

Oszczędzanie jest proste jak ABC: pieniądze należy odkładać Automatycznie, usuwać je na Bok i zachowywać w tym wszystkim Ciągłość.

Kieszonkowe a zachowanie i nauka

Autorka książki zwraca uwagę na ważne aspekt łączenia kieszonkowego z obowiązki w domu i wynikami w szkole. Kusi czasem, by dziecku odciąć kieszonkowe za słabe oceny albo dać piątaka za piątkę. Ale nie tędy droga, bo dziecko zacznie kalkulować coś, co jest jego obowiązkiem (wcześniej ustalone prace domowe) albo co powinno być raczej przyjemnością (nauka czy czytanie książek). Bo jaki jest cel kieszonkowego? Nauka obowiązkowości czy może gospodarowania pieniędzmi? Dobre zachowanie czy przyszłościowe niepopadanie w długi? Motywować do nauki powinny już same oceny, a najlepiej sam głód wiedzy. A egzekwowanie obowiązków domowych tylko pod presją strachu przed obcięciem funduszy zalatuje dominacją. „Ja mam pieniądze, więc ja mam władzę” – czy to dobra lekcja dla własnego dziecka od rodzica?

Dużo lepszym sposobem na radzenie sobie z dziećmi, które nie wykonują swoich obowiązków w domu, jest postawienie ich przed prostym wyborem: „Kochana, jeżeli sama nie pościelisz sobie łóżka, to będę musiała zrobić to ja. A ja mam teraz czas, by zrobić tylko jedną rzecz, więc albo pościelę twoje łóżko, albo przygotuję ci kanapki do szkoły. Co wolisz?”

Ile dawać kieszonkowego?

Ile dać? Tak, żeby dziecko nie musiało składać na cukierki i batonika, ale by też miało możliwość realnego zaoszczędzenia. Dzieci muszą same popełniać błędy na tych pierwszych pieniądzach, a ty jako rodzic konsekwentnie trzymać się ustalonych kwot i terminów wypłaty kieszonkowego. Tylko to pomoże w nauce zarządzania budżetem. Starszakom można pozwolić na pożyczkę – ale zaznaczając, że trzeba będzie oddać z odsetkami, jak w banku.

Wszystko zależy od wieku i możliwości poznawczych dziecka. I od tego ile sami na dziecko przeznaczamy, bo budżet rodzinny też ma tu znaczenie. Najlepiej zrobić tabelkę, w której spiszesz wydatki na dziecko na kolejne trzy miesiące. Powinno znaleźć się tu wszystko, łącznie z ubraniami, przyborami szkolnymi, zajedziami pozalekcyjnymi, rozrywką, przekąskami poza domem i w domu, zabawkami, czasopismami, artykuły dekoracyjne czy kosmetyki.

Oczywiście nie oznacza to, że od razu wszystko opłacać będzie dziecko. Początkowo, jak pisałam, to drobne kwoty i drobne zakupy np. samych słodyczy i drobnych rozrywek. Z wiekiem i koty będą rosły i obowiązki płatnicze dziecka. A jeśli będzie chciało sobie dorobić choćby sprzątaniem kuwety Twojego kota (cudzy obowiązek!) to czemu nie. O ile tylko będzie odpowiednio wykonywać obowiązki, może mieć płacone, jak prawdziwy pracownik. Podwyżkę też żądaj na piśmie (tak samo pożyczkę – wspaniała nauka pisania pism!). Ale pamiętaj – za słabo wykonywaną pracę należy się tylko częściowa zapłata.