
Pieczemy muffiny z dzieckiem – przepis na babeczki, które zawsze wychodzą
W życiu ważne jest aby coś zrobić a się nie narobić. Z powodu wybrednych podniebień moich domowników oraz własnego antytalencia kulinarnego wyspecjalizowałam się w pieczeniu muffinek, ciasta, którego nie da się chyba spartolić. Przynajmniej ja nie potrafię. Jeśli chcecie poznać przepis na babeczki w całe 20 minut (łącznie z pieczeniem!), które znikają w kolejne 5 minut, zapraszam.
Czego potrzebujemy
Aby zrobić najczęściej udające się muffiny na świecie potrzebujemy:
– nieletniego pomocnika
– dużo cierpliwości
– średnią miskę
– 2 szklanki
– 2 łyżki
– papilotki albo inną formę na muffinki
– 8 jajek
– litr mleka
– kilogram mąki
– kilogram cukru
– paczkę proszku do pieczenia
– litr oleju
– opcjonalnie kakao czy cynamon
– ulubione dodatki: może to być marmolada, sezonowe lub mrożone owoce (np. maliny i jeżyny), bakalie, czekoladowe kulki itd.

Instrukcja wykonania
Nieletniego pomocnika (ja korzystałam z Natki, lat 2,5) ustawiamy na podwyższeniu, aby mieć jego poczynania w zasięgu wzroku. Podwyższenie nie może być za wysokie, gdyż nieletni zdolny jest wgramolić się na stół i zrzucić opakowanie z sześcioma jajkami (właśnie dlatego potrzebujemy ich aż 8!).
Kiedy dopasujemy podwyższenie do bezpieczniejszego dla jajek zasięgu rąk pomocnika nie zapomnijmy ile taki mały człowiek już potrafi. Przykładowo Nati w sekundę opanowała otwieranie butelki mleka. Jesteśmy jeszcze w trakcie nauki nalewania go do szklanki i o jedną stłuczkę szklaną dalej. Niestety mleka zostało tyle ile trzeba, czyli jedna szklanka.
Pomni doświadczeń z płynami oddalamy na znaczna odległość butelkę z olejem – tak naprawdę potrzebujemy tylko pół szklanki tłuszczu.
Do miski wsypujemy produkty sypkie: dwie szklanki mąki, szklankę cukru i łyżeczkę proszku do pieczenia. Resztę mąki rozsypujemy malowniczo po blacie, aby podczas mieszania składników pomocnik mógł trenować malowanie palcami. Bardzo dobra zabawa sensoryczna. Cukier trzymamy raczej daleko, gdyż w przypadku zbyt wielkiego spożycia tej substancji z dzieckiem dzieją się niemożliwe rzeczy (biega, skacze, krzyczy, piszczy jak szalona).
Po połączeniu składników sypkich dodajemy do niego mokre, czyli ocalałe dwa jajka, szklankę mleka i pół szklanki oleju. Łyżką, którą pomocnik nie uderza właśnie w blat stołu, mieszamy energicznie całość. Masa powinna mieć konsystencję w miarę zwartą – czyli nie jak woda czy ciasto na naleśniki ani nie jak ciasto na pierogi czy drożdżówkę.
Do przygotowanych wcześniej papilotek, których pomocnik nie zmienił w kolorową kulkę, nakładamy po dwie łyżki ciasta i jedną marmolady, dżemu czy powideł np. Krokus. Można też zmieszać je z ciastem, wtedy muffinki wychodzą mokre. Jeśli nałożymy ciasta równo z brzegiem papilotki, rosnąca masa będzie miała boczki niczym ja w za ciasnych jeansach.

Na wierzch możemy nałożyć owoce – o ile mały pomocnik ich jeszcze nie zjadł.



Papilotki z ciastem wstawiamy do nagrzanego piekarnika na około 20 minut, może krócej. Wystarczy, że wierzch muffinek będzie lekko rumiany, a patyczek, którym sprawdzamy ciasto (sprawdzamy?) suchy.
Oczywiście, jeśli zdążycie, babeczki można posypać cukrem pudrem, udekorować lukrem czy polewą, jednak nie zdarzyło mi się jeszcze, bym miała taki speed: babeczki rozchodzą się błyskawicznie. Aby degustatorzy słodkości nie poparzyli sobie świeżymi wypiekami języków, przed podaniem właściwego smakołyku można zachęcić ich do wylizania łyżek i miski po słodkim babeczkowym cieście (jest to przy okazji doskonałe ćwiczenie języka).
Dokładny przepis na muffinki znajdziecie TU.



W tekście znajduje się link reklamowy.

