Książki dla rodziców,  Kulturalnie,  Od serca

Bicie dzieci to żadna kara

Zdziwieni tytułem? Tak, jeszcze do 2010 roku pewne działania podejmowane przez rodziców lub opiekunów, które teoretycznie według prawa (art. 190 czy 217 k.k., Konstytucja RP czy Konwencja o prawach dziecka) powinny być karalne, były wyłączone z odpowiedzialności karnej jeśli dotyczyły dzieci. Zachowania takie jak bicie, grożenie, ograniczanie wolności, obrażanie było karalne tylko jeśli dotyczyło spraw dorosłych. Dzieci i ryby przecież głosu nie mają. Dzieci nie były bite, są karcone. Czy coś się zmieniło?

Jedno uderzenie wymierzone dorosłemu to cios, bicie. Jedno uderzenie wymierzone dziecku to klaps. Kilka uderzeń wymierzonych dorosłemu to pobicie, napaść. Kilka uderzeń wymierzonych dziecku to lanie.

Karcenie, prostowanie i ćwiczenie dzieci kiedyś

Dziecko to produkt uboczny

Jak możemy przeczytać w książce Dzieciństwo w cieniu rózgi Anny Golus (Wydawnictwo Editio), dziecko dawniej uważane było za uboczny przedmiot małżeństwa z rozsądku. W końcu w miarę nowością w historii ludzkości i jej zawierania rodzin jest monogamia i to jeszcze z miłości. Wcześniej ludzie dobierali się w pary ze względów czysto pragmatycznych: ot, rodziny chciały się zjednoczyć, by mieć większy majątek czy władze, czasem by załagodzić spór lub przyklepać sojusz. W takiej rodzinie miłości do małżonków raczej nie było, czasem i to tylko czasem zdarzał się szacunek, a jeszcze rzadziej uczucie. Przymuszane do seksu kobiety rodziły dzieci, których nie kochały. Traktowano je więc na początku jako własność ojca, potem dopiero jako mali dorośli. Przykładowo w starożytnym Rzymie ojciec miał prawo zabić nowo narodzone dziecko kiedy tylko chciał. Najczęściej wystarczyło, że je porzucił, a warunki atmosferyczne i dzikie zwierzęta robiły swoje. Zakaz takich praktyk zaczął obowiązywać dopiero w I wieku naszej ery. Ale dla starszych dzieci niewiele się zmieniło.

Dziecko to mały dorosły

Dziecko traktowano bardzo długo jako małego dorosłego. Dzieci pracowały (dziś w wielu miejscach jest to nadal praktykowane) jak dorośli, a jeśli nie wyrobiły normy dorosłego, otrzymywały kare. Najczęściej była to chłosta. Bicze, buławy, kańczugi były na porządku dziennym w domu, szkole, pracy i w kościele. Bito wszędzie, wszystkim, w afekcie i bez. Czasem zabito i najczęściej osobę mordującą dziecko uniewinniano, bo przecież karciła tylko dziecko. Ba, powoływano się na Pismo Święte, które w niejednym wersecie uważało bicie dziecka jako Boży nakaz (Syr 7,23; Syr 30,12; Prz 10,13). Choć to też jest ciekawe: w Biblii nie ma ani słowa o biciu w pośladki, nogi czy ręce, ale to właśnie te kary są i były najczęstszymi. Nawet utarło się powiedzenie, że dziecko jest w wieku rószczkowym:

Wiek rószczowy (!) kończy się u dziewczynek po szóstym roku życia, a u chłopców – nie wiadomo kiedy.

Choć niektóre pisma wyróżniają, że chłopcy przestali być lani czym popadnie w wieku 14-16 lat, czyli wtedy, kiedy byliby już w stanie oddać.

Ci ograniczeni dzicy!

Pomyśleć by można, że plemiona pierwotne mają jeszcze gorzej. Ale nie, wcale tak nie jest i nie było i nie jest. Wręcz odwrotnie: dziecko to wielki skarb. Jego dzieciństwo upływa dość idyllicznie, w harmonii z naturą i rodziną. Podejrzewano, że wynikiem takiego traktowania dzieci jest wysoka śmiertelności wśród niemowląt… ale i w średniowieczu przecież przeżywalność w pierwszych latach była niska, a bicie było na porządku dziennym. Co więc jest przyczyną? Podział społeczny na tych lepszych i gorszych! W małych plemionach nie mógł się on wykształcić. Wspólnota była bliska, więc i więzi ciaśniejsze. Dbano o każdego jej członka: czy był synem wodza, czy innego współplemieńca, czy był dzieckiem, starcem, kobietą lub wojownikiem. Wszyscy byli równi, dzieci szanowały dorosłych, potrafiły się uczyć. Zadziwiało to pierwszych przybywających do plemion Jezuitów, zachodzących w głowę jak metodami rózgi – na modłę europejską – wbić wiedzę „dzikim”.

Oczywiście idylla dzieciństwa kończyła się często brutalną inicjacją: obrzezaniem, przypalaniem, tatuowaniem, wyzwaniami i zamęczaniem wręcz psychicznym, które miało dowieść odwagi w tak brutalnym świecie, w którym żyły pierwotne plemiona. Dziś brutalne rytuały inicjacyjne plemion, ale także wojska czy harcerstwa, są uznawane za przemoc.

Zmiany w rodzicielstwie

Przekonanie, że „tak trzeba”, że naukę dosłownie wbija się do głowy, a dziecko trzeba złamać, bo tylko bicie wzmacniania jego charakter, z biegiem czasu odeszło do lamusa. Dziecko ma coraz więcej praw, oddaje się mu jego utraconą podmiotowość. Rodzicielstwo zmieniało się z:

  1. dzieciobójczego (do IV w.), kiedy życie dziecka zależało od widzimisię dorosłych,
  2. przez porzucające (XIII w.), różniące się tylko tym, że dziecko nie ginęło z rąk rodziców, bo posiadało duszę,
  3. ambiwalentne (XIV-XVII w.), które nie uznawało dzieci za z gruntu złych istot, które tylko biciem wypędzano szatana,
  4. intruzywne (XVIII w.), kiedy przestano dzieci spowijać do 1 roku życia w ciasne kokony na całe miesiące, nie robiono niemowlętom oczyszczających ciało i duszę lewatyw codziennie i nie bito tak często, za to stosowano inne kary jak zamykanie na wiele godzin w ciemnych pomieszczeniach; uważano dziecko za zdolne do złamania i wytresowania niczym zwierzę,
  5. socjalizujące (XIX w.), kiedy zamiast łapać dziecko batem, łamano psychicznymi metodami,
  6. aż do wspierającego (XX w.), w którym respektuje się prawa dziecka nie tylko do życia, nauki, ale także stanowienia o sobie i posiadania własnego głosu.

Tresura dziś

Niestety zmiany w podejściu do wychowania nie oznaczają, że wszyscy rodzice hura-optymistycznie rzucili się do stosowania nowego modelu. Nie, ponieważ według badań z 2017 roku 55% rodziców nadal stosuje klapsy, bo „lanie jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło”, „dupa nie szklanka” i „ja dostawałem lanie i wyrosłem na dobrego człowieka”.

Pozytywnych skutków stosowania klapsów i innych kar cielesnych nie ma. Jeśli karane fizycznie dziecko wyrośnie na „porządnego człowieka”, to nie dlatego, że było bite, lecz pomimo to.

Czy jednak taki wynik to prawda, czy raczej zakłamanie rzeczywistości? Wiadomo bowiem, że dziś za bicie dziecka można pójść do więzienia, więc nawet anonimowo część respondentów mogła nie przyznać się do klapsów, lania czy cięższego pobicia, a szarpania czy potrząsania nie wliczać do przemocy fizycznej.

Bardzo często można się spotkać z opinią, że wychowanie bez przemocy to tzw. wychowanie bezstresowe albo że niewłaściwe zachowania dzisiejszych dzieci to efekt braku kar cielesnych, co oczywiście nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Czy kiedyś mniej oszukiwano, kłamano, zabijano albo gwałcono? Absolutnie nie! Zwyczajnie albo się nie mówiło o tym albo ofiary nie zgłaszały się, bo bały się reakcji otoczenia, także służb porządkowych.

Nie wszystko się zmienia

W 2010 roku w Polsce ukazało się tłumaczenie podręcznika Jak trenować dziecko? Trening czyni mistrza, autorstwa amerykańskiego małżeństwa Michaela i Debi Pearl. W nim opisują oni w jaki sposób należy stosować m.in. kary cielesne, aby budować w dziecku samodyscyplinę już od pierwszych miesięcy (tak, tak!) życia. Wszystko to w momencie, kiedy w Polsce zaczyna obowiązywać ustawowy zakaz stosowania kar cielesnych. W innej książce, Mądra miłość Betty Chase, rodzice znajdą instrukcję, jak sprawić dziecku lanie w imię miłości. Choć te dwie książki wycofano ze sklepów po akcji „Książki nie do bicia”, to na rynku jest wiele publikacji jak choćby Klucz do serca twojego dziecka Gary’ego Smalleya, Wychowanie dziecka według Pisma Świętego Richarda Fugate’a, I kto tu rządzi? Poradnik dla sfrustrowanych rodziców Roberta Barnesa, które pochwalają kary cielesne, choć czasem tytuł może być mylący. Niemożliwe? A jednak.

Dlaczego w dzisiejszych czasach rodzice biją dzieci?

(…) dorośli biją dzieci, gdyż sami w dzieciństwie byli tak traktowani i musieli wówczas – by zachować obraz dobrych rodziców, a przede wszystkim, by nie utracić ich niezbędnej do przeżycia miłości oraz swojej miłości do nich – wyprzeć się własnego cierpienia i uznać, że doznane ze strony rodziców krzywdy nie są wcale krzywdami, a przemoc, poniżanie, lekceważenie itp. o w istocie słuszne, godne pochwały i naśladowania metody wychowawcze.

Bici biją tych, których będą bić.

Dziecko, które od niemal samego początku swojego życia jest bite, traktuje to jako coś oczywistego, naturalnego i normalnego – nie wie (bo i skąd?), że istnieje coś takiego jak prawo dziecka do szacunku i nietykalności cielesnej i zanim się tego dowie, zdąży już uwewnętrznić wzór wychowawczy reprezentowany przez jego rodziców.

Cyberprzemoc to też przemoc

Mianem tym określa się przemoc stosowaną z użyciem technologii informacyjnych i komunikacyjnych (wiadomości SMS i MMS, serwisów społecznościowych, stron internetowych, forów dyskusyjnych), najczęściej taką, w której zarówno ofiarami, jak i sprawcami są dzieci.

Ale nie tylko. Cyberprzemoc uprawiają też rodzice wrzucający kompromitujące zdjęcia swoich dzieci do sieci (głupia mina, siedzenie na nocniku, pierwsza kąpiel noworodka, udostępniany filmik bijących się nastolatków „by znaleźć winowajców” z danymi osobowymi ze smartfona któregoś z dzieci). Ten typ przemocy ma już nawet swoją naukową nazwę: sharenting (od ang. share – dzielić się i parenting – rodzicielstwo). Chyba teraz rozumiecie dlaczego moje dzieci na tym blogu prawie nie występują.

Nadal uważasz, że w obecnych czasach jest mniej przemocy?

Zobacz też: